Michał Kołodziej dla Legiakosz.com (ROZMOWA)

Autor: Marcin Bodziachowski fot. Marcin Bodziachowski
2018-08-30 12:37:00

"Na podjęcie decyzji o przenosinach do Legii miałem jeden dzień. Minut i tak bym nie stracił, bo ciężko było grać mniej niż w Asseco, więc zbyt długo się nie zastanawiałem" - mówi w długiej rozmowie z Legiakosz.com skrzydłowy naszego klubu, Michał Kołodziej. Zachęcamy do lektury.

Legia dała Tobie szansę grania w ekstraklasie. W Asseco w minionym sezonie zagrałeś tylko cztery spotkania.
Michał Kołodziej: W Asseco było bardzo dużo ludzi do grania. Ponadto może nie była jakoś bardzo odczuwalna presja, ale trener chciał osiągnąć play-offy i musiał grać składem, takim jakim grał. Mieliśmy w drużynie samych młodych Polaków, więc o wyższe cele pewnie trudno było grać ludźmi jeszcze młodszymi. Nadarzyła się okazja, żeby przejść do Legii, a trener Spasev powiedział, że będę grał więcej niż w Asseco. W Asseco praktycznie w ogóle nie grałem, więc każde minuty na parkietach ekstraklasy były dla mnie na wagę złota. Sam się wtedy nie spodziewałem, że w Legii będę grał aż tyle.

Długo zastanawiałeś się nad propozycją Legii?
- Na zastanowienie miałem jeden dzień. Dostałem wiadomość, że trener potrzebuje zawodnika, wobec problemów kadrowych. Na odpowiedź miałem dzień i od razu pomyślałem, że powinienem spróbować.

Wpływ na Twoją decyzję miało także to, że nie miałeś wiele do stracenia? Przecież, gdyby w Warszawie Ci nie poszło, po trzech miesiącach wróciłbyś do Asseco, można powiedzieć do punktu wyjścia.
- Dokładnie tak. Minut i tak bym nie stracił, bo ciężko było grać mniej niż w Asseco. Zawsze mogłem wrócić, bo to było wypożyczenie. Fajnie też zachowało się Asseco w tej sytuacji, bo nie stawiali żadnych warunków - powiedzieli, żebym zdecydował, co dla mnie będzie najlepsze.

 

 

Fakt, że już wcześniej trenował Ciebie trener Spasev, zapewne również miał wpływ na Twoją decyzję.
- Na pewno, bo wiedziałem czego spodziewać się po współpracy z trenerem. Zawsze miałem z nim dobre stosunki i wiedziałem, że nie ściągnie mnie do Legii tylko po to, żebym siedział na końcu ławki.

To samo chyba z dyscypliną, jaką wprowadził Tane Spasev w Legii - dla niektórych mogła to być nowość, Ty przychodząc tutaj wiedziałeś, jakie reguły obowiązują u tego trenera.
- W Asseco taka dyscyplina panowała odkąd przyszedłem. Dzięki temu, że trenowałem z trenerem Spasevem i jak prowadził kadrę U-20 Asseco oraz drugą ligę, a później również ekstraklasę, wiedziałem czego się po nim spodziewać. Wiedziałem, że lubi mieć wszystko dokładnie poukładane. Wiedziałem na co się piszę, ale to nie było nic trudnego, jeśli chodzi o dostosowanie się do tej dyscypliny. To nie była żadna niespodzianka, bo od początku tego nas uczono w Asseco - mieliśmy ćwiczyć i grać na całego, wszystko miało być robione na sto procent.

Co na temat Twojego przejścia do Legii mówił trener Frasunkiewicz, bo zapewne z nim też rozmawiałeś?
- Była taka śmieszna sytuacja, bo trener wziął mnie na rozmowę, że dochodzą go słuchy, że być może przejdę do Legii. Tymczasem sam wtedy nic o tym nie słyszałem. Okazało się, że mój agent robił wszystko po cichu, żeby mnie nie rozpraszać. Dopiero dzień później dostałem telefon, że jest okazja, żebym przeszedł do Legii. Trener Frasunkiewicz powiedział, że jestem potrzebny drużynie, ale też nie może mnie zatrzymać, bo też nie może obiecać, że będą grał w tym, czy kolejnym sezonie wyznaczoną ilość minut. Miałem wybrać to, co będzie dla mnie najlepsze w danym momencie.

 

 

W Asseco w ekstraklasie w ostatnim sezonie grywałeś niewiele, a jak już dostawałeś szansę, to raptem kilka minut. W Legii od początku miałeś znacznie więcej minut, a po paru tygodniach Twoja średnia była bliska 25 minut na mecz. Byłeś trochę zły na brak szansy grania w Asseco?
- Trochę to było frustrujące, bo wszyscy ciężko pracowaliśmy każdego dnia. Każdy z tych chłopaków, którzy dostawali mało minut, był sfrustrowany. Wiadomo, że trenuje się po to, żeby grać. Nie jest łatwe ciężkie trenowanie każdego dnia i obserwowanie jak grają inni. Wyjście nawet na kilka minut daje sporo, bo dodaje pewności siebie. Grając tyle, ile miałem okazję w Legii, moja pewność siebie znacznie wzrosła.

Debiutowałeś przeciwko Startowi, później był mecz w Ostrowie ze Stalą i wydaje mi się, że szczególnie w tych dwóch pierwszych spotkaniach brakowało Ci pewności siebie, którą było widać już w kolejnych spotkaniach.
- Początkowo nie wiedziałem, czego się spodziewać, ile trener da mi grać od pierwszego meczu. Musiałem szybko nauczyć się zasad i taktyki naszej gry. Na pierwszym treningu dostałem całą książkę zagrywek, które musiałem jak najszybciej przyswoić. Aby nie było tak, że będę na boisku, i nie będę wiedział, jaką zagrywkę gramy. Pierwsze dwa mecze były takie, można powiedzieć, na przetarcie. Może nawet lepiej, że nie grałem w nich dłużej, bo jeszcze więcej głupot bym narobił (śmiech). W Ostrowie złapałem już więcej luzu, zobaczyłem, że nie ma się czego bać.

W trzecim meczu w Legii zagrałeś już przeciwko swojej niedawnej drużynie, Asseco Gdynia. Jak podchodziłeś do tego meczu? Chciałeś udowodnić trenerowi swoją wartość?
- Dla mnie to było super, że mogłem zagrać znów w Gdyni. Muszę powiedzieć, że koledzy z Legii stworzyli mi bardzo dobre warunki w szatni, zrobili wszystko, żebym jak najszybciej zaaklimatyzował się w Warszawie. Na pewno dzięki nim, szybciej udało mi się złapać rytm meczowy. Spotkaniu w Gdyni towarzyszyło trochę stresu, ale też nie musiałem niczego udowadniać. To był dopiero mój trzeci mecz w Legii, rzuciłem w nim parę punktów i wyszło fajnie.

 

 

Do tego meczu Wasza gra opierała się przede wszystkim na Anthonym Beanie, który oddawał mnóstwo rzutów. W Gdyni zdobył także mnóstwo punktów, ale brakowało większego wsparcia pozostałych członków zespołu, przez co drużyna przegrywała. Od meczu w Gliwicach, gra Legii zaczęła opierać się na większej liczbie zawodników, i zaczęliście osiągać lepsze wyniki, lepiej prezentować się nawet z wyżej notowanymi zespołami.
- Z Asseco gra się o tyle ciężko, że to zespół, który miał rzucające "piątki" - Darka Wykę i Mikołaja Witlińskiego - ciężko się ich broniło z Selakovsem i Hunterem. Anthony bardzo dobrze zagrał w tamtym meczu, ale faktycznie nie miał wsparcia. Po meczu byliśmy bardzo rozczarowani, ale trener niesamowicie motywował nas przed spotkaniem z Gliwicami. Była wtedy wyczuwalna dodatkowa energia - wszyscy chcieli postarać się osiągnąć drugą wygraną w sezonie. I udało się. Chociaż należy pamiętać, że w Gliwicach byliśmy także bliscy wypuszczenia zwycięstwa z rąk.

Jak ocenisz przygotowanie do meczów pod kątem analizy gry przeciwnika w Legii i Asseco - czy to jest na podobnym poziomie?
- Bardzo podobnie, tylko w nieco innej formie. W Gdyni też oczywiście mieliśmy scouting. W Legii odbywało się to tak, że mieliśmy rozpoznanie zawodników, jakie mają tendencje, co robią, czego nie umieją, zagrywki drużyny. W Legii te wszystkie materiały dostawaliśmy dodatkowo na papierze, co uważam za duży plus, bo każdy z nas miał czas by to przeanalizować i jeszcze lepiej zapoznać się z tymi danymi. W Asseco do każdej zagrywki przeciwnika, ćwiczyliśmy inną obronę i czasami można się było pogubić, kiedy na przykład Anwil ma tych zagrywek ze czterdzieści...

Od meczu w Gliwicach wskoczyłeś do pierwszej piątki i tego miejsca nie oddałeś już do końca sezonu. Miałeś wtedy spokój, że jeden błąd, czy niecelny rzut nie sprawi, że od razu usiądziesz na ławce. To daje pewności siebie?
- Pewność siebie na pewno jest potrzebna i trener świetnie widzi, czy jesteś pewny siebie, czy może zagubiony. Cieszę się, że szybko złapałem odpowiedni rytm. Bez dwóch zdań, to świetne uczucie, kiedy czujesz, że trener ci ufa i po jednym niecelnym rzucie, czy podaniu, nie posadzi cię od razu na ławce. Pewność siebie jest najważniejsza - i zawodnik czuje się lepiej, i trener jest spokojniejszy, bo ma zaufanie do zawodnika.

Można powiedzieć, że jesteś uniwersalnym graczem, który potrafi i rzucić z dystansu, i dynamicznie wejść na kosz.
- To zasługa treningów, jakie mieliśmy w Asseco, ponieważ tam robiliśmy ćwiczenia na różne pozycje. Mali zawodnicy tak samo ćwiczyli grę tyłem do kosza, wysocy kozłowali - uczyliśmy się każdego elementu koszykówki na treningach. Starałem się czerpać z tego jak najwięcej, aby umieć rzucić, zebrać, zakozłować, podać i pobronić. Oczywiście trudno być idealnym w każdym elemencie gry, ale staram się każdego dnia podnosić wszystkie swoje umiejętności.

Znalezienie się akcji w TOP 10 danego tygodnia w lidze, to działa jakoś na zawodnika? Podbudowuje ego?
- To na pewno miłe, ale nie określiłbym tego, jako podbudowanie ego. Fajnie, że akcja się udała, można obejrzeć powtórkę. To miłe i tyle. Nie ma co dorabiać teorii. To przecież tylko jedna akcja, a najważniejsza przecież jest wygrana. To, że ktoś zrobił jakiś efektowny wsad, to nic nie znaczy.


Po treningach lubisz ćwiczyć jakieś pokazowe zagrywki? Może myślisz o udziale w konkursie wsadów, przy okazji turnieju finałowego Pucharu Polski?
- Myślałem o konkursie wsadów. Może dostanę zaproszenie do udziału w kolejnym roku. Ćwiczyliśmy sobie różne zagrania z Anthonym Beanem, czy Chauncey'em Collinsem. Trochę wygłupialiśmy się na parkiecie, ale jak ktoś lubi koszykówkę, to na pewno czerpie z tego radość.

Największą sensacją sezonu zasadniczego, mogła być wygrana Legii w Zielonej Górze. Powiedz, czego zabrakło do wygranej ze Stelmetem?
- Chyba za bardzo wystraszyliśmy się, że możemy wygrać z mistrzem Polski. Naprawdę graliśmy dobrze, musieliśmy utrzymać intensywność w czwartej kwarcie. Przez trzy czwarte meczu graliśmy na dobrej intensywności, a później Stelmet trafił kilka rzutów, zaś sędziowie dali kilka gwizdków na stronę gospodarzy. Być może także te gwizdki nieco nas podłamały, ale... one nie powinny nas podłamywać. Trzeba po prostu grać dalej, ale tutaj zapewne wyszedł także nasz brak doświadczenia. Skład Legii znacznie się zmieniał w trakcie sezonu. Mimo wszystko uważam, że w Zielonej Górze zagraliśmy dobre spotkanie, i po tym meczu cała Polska dowiedziała się, że Legia potrafi grać dobrą koszykówkę.

Myślisz, że dodatkowo Stelmet zlekceważył Was, po gładkiej wygranej w turnieju finałowym Pucharu Polski?
- Na pewno nas zlekceważyli. Mają jednak na tyle doświadczonych zawodników i wytrzymali presję w końcówce.

 

 

Co czuje zawodnik znajdujący się na boisku, który już po pierwszej kwarcie danego meczu, powiedzmy takiego jak ze Stelmetem w Pucharze Polski wie, że będzie "lanie"? Czy to jest błaganie w myślach o to, by mecz skończył się jak najszybciej?
- Na pewno ciężko się gra, kiedy przeciwnikowi idzie, wszystko trafia, a nam wychodzi naprawdę niewiele, popełniamy dziecinne błędy. Nie można się podłamywać bez względu na wynik. Trzeba wyłączyć to myślenie o wyniku, czy się przegrywa dziesięcioma, czy dwudziestoma punktami. Końcowy wynik idzie w świat, więc zamiast załamywać się, trzeba robić wszystko, żeby nie przegrać różnicą 40. punktów, tylko powalczyć do końca o jak najlepszy rezultat. Nawet jeśli nie ma już szans na zwycięstwo. W drugiej połowie meczu, Stelmet właściwie już się z nami bawił, co było widać.

W Asseco przez trzy sezony regularnie grywałeś w drugiej lidze, w drużynie juniorów. Czy osiągnięcie wieku, który uniemożliwiał Ci występy w mistrzostwach Polski do lat 20 sprawił, że zdecydowałeś, że najwyższy czas na grę z seniorami, ale na wyższym poziomie niż w II lidze?
- To jest najwyższy czas, żeby grać seniorską koszykówkę po skończeniu kariery młodzieżowej. Mieliśmy dobrego trenera w drugiej lidze i U20, Milosa Mitrovicia, z którym treningi indywidualne bardzo dużo mi dały. Ten czas był dobrze wykorzystany, wiele się tam nauczyłem. W drugiej lidze czasami dobrze jest zagrać, aby poćwiczyć zagrania, którymi nie zawsze można popisać się na poziomie ekstraklasy. Jako, że minut w ekstraklasie prawie nie miałem, musiałem pokazywać właśnie w drugiej lidze na co mnie stać. Z drugiej strony nie mogłem tam "brać piłki i grać", bo z założenia mieliśmy grać drużynową koszykówkę. Dobrze wspominam tamten sezon, w połowie którego odszedłem. Plan był taki, żeby drugi zespół awansował do pierwszej ligi, ale po tym jak odeszło paru zawodników, było im ciężko.

Jak zaczęła się w ogóle Twoja przygoda z koszykówką i czy miało to miejsce w rodzinnym Mrągowie?
- Zaczęło się w Mrągowie. W sumie próbowałem każdego sportu, jaki można uprawiać w Mrągowie - windsurfing, ping-pong, piłka nożna. Tuż przed moim rodzinnym domem wybudowano orlika, gdzie bardzo często grałem z kolegami w piłkę nożną. Jako, że byłem wysoki, często chodziłem na znajdujące się tam również boisko do koszykówki i rzucałem do kosza. Animator orlika powiedział mi, że w Mrągowie powstała sekcja koszykówki i tam też trafiłem. Dobrze prezentowałem się na treningach i następnie próbowałem dostać się do Szkoły Mistrzostwa Sportowego we Władysławowie. Przyjęli mnie na listę rezerwowych i ostatniego dnia wakacji, otrzymałem informację, że mogę dołączyć do szkoły. Pograłem tam rok, ale nie udało się zostać na dłużej.

Nie jest tak, żeby odejść z SMS-u trzeba podpisywać różne "cyrografy"?
- Tak, jeśli samemu chce się odejść, to tak. Była jednak taka sytuacja, że czterech zawodników musiało opuścić szkołę i ja byłem jednym z tych czterech. Być może to miało miejsce ze względu na koszty. Można powiedzieć, że odeszło czterech najsłabszych i jeden kolega ze względu na słabe wyniki w nauce.

Kiedy dostałeś informację o przyjęciu do szkoły ostatniego dnia wakacji, zapewne miałeś już inne plany.
- To była pozytywna niespodzianka. Jedyny plan był taki, że jeśli nie przyjmą mnie do Cetniewa, to zostanę w Mrągowie i tam nadal będę grał. Ucieszyłem się po tym telefonie. To było moje pierwsze poważne zetknięcie z koszykówką, bo w Mrągowie nie mieliśmy trenerów z taką koszykarską wiedzą, jaką mają w Cetniewie.

 

 

Po tej informacji, że nie zostajesz w Cetniewie, jak doszło do przenosin do Asseco?
- Pod koniec roku szkolnego wisiało coś w powietrzu, że mogę być jednym z tych czterech osób, które opuszczą SMS. Miałem dobry kontakt z Januszem Kociołkiem, który był w Cetniewie i z nim konsultowałem decyzję co do swojej przyszłości - trener zapytał mnie, czy w ogóle zamierzam kontynuować grę w kosza, bo dla niektórych jest to taki cios, że załamują się i kończą zupełnie z koszykówką. Tymczasem ja nie miałem wątpliwości i chciałem dalej grać. Pan Kociołek polecał mi Trefla, Asseco i Politechnikę Gdańską, która miała wtedy zespół w drugiej lidze. Rozmawiałem z każdą z tych drużyn, a najbardziej spodobała mi się perspektywa gry w Asseco.

W 2015 roku zdobyłeś wicemistrzostwo Polski juniorów starszych. W finałach grałeś średnio 32 minuty - szybko wywalczyłeś sobie miejsce w podstawowym składzie.
- Co ciekawe nie mieliśmy wtedy tak mocnego składu, żeby w ogóle dojść do finału, ale duża tu zasługa trenera Spaseva, który niesamowicie poukładał naszą drużynę. Mieliśmy wtedy Przemka Żołnierewicza, Wojtka Czelonko i mnie. Ponadto byli chłopacy, którzy przyszli do Gdyni, żeby sobie pograć. Trener Spasev poukładał nas tak, że zdobyliśmy srebro. W finale nie mieliśmy szans z Treflem. Co prawda wygraliśmy z nimi w półfinałach, ale w finale już przygotowali się znacznie lepiej i wygrali z nami.

Później zdobyłeś mistrzostwo Polski i trafiłeś do najlepszej piątki turnieju finałowego, jak również do najlepszej piątki drugiej ligi grupy A.
- Kolejny sezon był jeszcze lepszy - wtedy trener Spasev był już w pierwszym zespole, a drugim trenerem był Sebastjan Krasovec. Mieliśmy wtedy niesamowity skład i jeśli z nim nie wygralibyśmy złota, to byłoby niezrozumiałe. Później także cała nasza ówczesna pierwsza piątka, była w szerokiej kadrze reprezentacji Polski. Finały mistrzostw Polski wyszły nam dobrze, mimo że dość ospale je rozpoczęliśmy. Dominowaliśmy nad rywalami do ostatniego meczu.

Dostałeś się do reprezentacji Polski do lat 20. Występ w biało-czerwonych barwach był spełnieniem dziecięcych marzeń?
- Tak, zwłaszcza dla mnie. Nie ukrywam, że zawsze moim marzeniem było założenie koszulki reprezentacji Polski. Co prawda nie pojechałem na mistrzostwa, ale samo zaproszenie na treningi i obozy przed turniejem, było dla mnie niesamowitym wyróżnieniem. Super uczuciem było to, że mogłem być częścią tej drużyny. Takie małe marzenie zostało więc spełnione.

Cały czas jesteś młodym zawodnikiem, więc chyba nie porzucasz nadziei, że w przyszłości założysz koszulkę pierwszej reprezentacji Polski?
- Myślę, że każdy młody zawodnik ma takie marzenie i należy do niego dążyć.

Jak odnalazłeś się w Warszawie? Przenosiny do największego miasta w Polsce stanowiły jakiś problem na początku?
- Problemy może były na początku - to znaczy przez pierwszy miesiąc cały czas korzystałem z nawigacji. Warszawa jest zdecydowanie większa niż całe Trójmiasto, ale ja lubię duże miasta. Nie było dla mnie żadnym problemem, że więcej czasu będę spędzać w korkach, czy czasem trudniej będzie znaleźć drogę do celu. Po prostu trzeba się przestawić. Teraz jak już trochę tutaj pomieszkałem, mogę powiedzieć, że naprawdę świetnie się tu żyje.

Więcej okazji na zwiedzanie miałeś po sezonie?
- Na pewno było więcej czasu i zobaczyłem trochę miejsc. Chociaż byłem już kiedyś w Warszawie na kilku wycieczkach, więc te najpopularniejsze miejsca miałem okazję zobaczyć już wcześniej. Z dziewczyną myśleliśmy, co byśmy chcieli zobaczyć po sezonie w Warszawie, m.in. kilka muzeów. Zawsze chciałem też zobaczyć na żywo obchody rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Do tej pory miałem okazję śledzić te obchody jedynie w Internecie.

Miałeś okazję zobaczyć z trybun jakiś mecz przy Łazienkowskiej?
- Jeszcze nie dotarłem na stadion. Były przymiarki, parę razy miałem zabrać się z koszykarzami, którzy na meczach piłkarskiej Legii już byli, ale do tej pory nie udało się. Na pewno w najbliższym czasie pojawię się przy Łazienkowskiej.

Interesujesz się w ogóle piłką nożną?
- Kiedyś bardzo interesowałem się piłką, sam często grałem. Później skupiłem się głównie na koszykówce, ale mniej więcej od roku, nadrabiam piłkarskie zaległości. Przy okazji mistrzostw Świata oglądam na pewno nie tylko mecze Polaków, ale także wiele innych spotkań.

Atmosfera tworzona przez kibiców Legii na meczach kosza była dla Ciebie zaskoczeniem?
- Doskonale pamiętam pierwszy mecz pomiędzy Legią i Asseco, na który przyjechałem z klubem z Trójmiasta. Do dzisiaj pamiętam co działo się na trybunach Torwaru - to było wielkie przeżycie. To zrobiło na mnie wielkie wrażenie, ale też nie ukrywam, nie spodziewałem się, że fani Legii taki doping prowadzą na każdym meczu, przez cały sezon. Początkowo myślałem, że taki doping jest tylko z okazji otwarcia sezonu, bądź okazjonalnej gry na Torwarze. Teraz już wiem, że młyn kibiców jest wypełniony na każdym meczu i zawsze wspierają nas dopingiem - to jest niesamowite.

Czy Anthony Beane jest najlepszym jak dotąd zawodnikiem, z jakim miałeś okazję grać w jednej drużynie?
- To trudne pytanie...

To może inaczej - jaki jest najlepszy zawodnik, z jakim miałeś okazję grać?
- Na pewno Krzysiu Szubarga, który jest legendą. Z czasów Asseco także Piotr Szczotka, Przemysław Frasunkiewicz. To przyjemność uczyć się od takich graczy. Przyznam, że dawno nie widziałem takiego zawodnika jak Anthony, który zdobywałby punkty z taką łatwością. Może nie był mistrzem obrony, co wynikało w dużej mierze z tego, że nasza gra ofensywna opierała się głównie na nim. Nie ma takiego zawodnika, który da tyle samo w ataku i obronie. Anthony to niesamowity zawodnik i wielka przyszłość przed nim.

Wiele mówi się o tym, czy przepis o Polakach na parkiecie jest dobry. Jak widzicie to Wy - Polacy, którym liga można powiedzieć nieco ułatwia granie w ekstraklasie, poprzez stosowny paragraf w regulaminie rozgrywek.
- To rozwiązanie ma dobre i złe strony. Najlepiej by było, gdyby Polacy dzięki temu, że mają szansę gry, stawali się coraz lepsi. Wiadomo jednak, że część osób poniekąd wykorzystuje ten przepis, bo wiedzą, że gdzie by nie poszli, będą mieli zapewnione granie. Źle można oceniać ten przepis, jeśli przez to wyraźnie zaniżany jest poziom.

Twoje wypożyczenie do Legii zakończyło się wraz z końcem minionego sezonu. Długo zastanawiałeś się nad tym co dalej?
- Nie. Wahałem się tylko do czasu podpisania przez trenera Spaseva nowego kontraktu. Kiedy to nastąpiło, byłem pewien, że moje plany związane z grą w Legii będą nadal aktualne. Perspektywa dalszej gry w Legii była bardzo kusząca. Mówiąc szczerze, nie brałem pod uwagę żadnej innej opcji.

Jesteś spokojny o to, że nadchodzący sezon będzie lepszy niż poprzedni?
- Na pewno będzie lepszy. Może uda się powalczyć o play-offy.

Zdążyłeś odpocząć po ostatnich rozgrywkach, bo czasu do rozpoczęcia przygotowań mieliście sporo.
- Trochę odpocząłem po sezonie w rodzinnym Mrągowie, byłem też chwilę w Gdyni. Właściwie każde lato spędzam tak samo - na trenowaniu. Lubię grać w koszykówkę i w czasie wolnym regularnie grałem w koszykówkę na warszawskich boiskach.

Na którym boisku najczęściej można spotkać Michała Kołodzieja?
- Najczęściej gram ze znajomymi z Mrągowa, którzy w Warszawie studiują, bądź pracują. Najczęściej grywamy na Agrykoli - jak ktoś jest chętny, to zapraszam.

Interesujesz się streetballem? Nie myślałeś, żeby pograć w koszykówce 3x3?
- Kiedyś sporo grałem w koszykówkę 3x3 - jeszcze mieszkając w Mrągowie jeździliśmy na mistrzostwa Polski, regularnie braliśmy udział w turniejach. Lubię grać 3x3. Miałem nawet propozycję gry w kadrze Polski 3x3, ale to wiązałoby się z wyjazdami przez całe obecne lato. W tym czasie muszę się jednak skupić na przygotowaniach do nowego sezonu ligowego z Legią. Wiadomo, że super przeżyciem byłby wyjazd na Mistrzostwa Świata, ale musiałem wybierać pomiędzy grą 3x3 a 5x5.

Rozmawiał Marcin Bodziachowski

Tabela EBL
Drużyna Mecze Punkty
1.Anwil Włocławek2849
2.Trefl Sopot2849
3.Legia Warszawa2947
4.King Szczecin2846
5.Arged BM Stal Ostrów Wlkp.2845
6.Polski Cukier Start Lublin2844
pełna tabela
NAJBLIŻSZY MECZ
  • Orlen Basket Liga
    27.04.2024

    ?

    ?
OSTATNI MECZ
  • Orlen Basket Liga
    22.09.2023

    90

    72
  • Basketball Champions League
    26.09.2023

    70

    59
  • Basketball Champions League
    28.09.2023

    66

    74
  • Orlen Basket Liga
    06.10.2023

    82

    80
  • Orlen Basket Liga
    11.10.2023

    61

    62
  • Orlen Basket Liga
    14.10.2023

    81

    87
  • FIBA Europe Cup
    18.10.2023

    85

    62
  • Orlen Basket Liga
    21.10.2023

    71

    53
  • FIBA Europe Cup
    25.10.2023

    77

    86
  • Orlen Basket Liga
    28.10.2023

    87

    67
  • FIBA Europe Cup
    01.11.2023

    90

    79
  • Orlen Basket Liga
    04.11.2023

    91

    84
  • FIBA Europe Cup
    08.11.2023

    85

    89
  • Orlen Basket Liga
    11.11.2023

    77

    69
  • FIBA Europe Cup
    15.11.2023

    74

    63
  • Orlen Basket Liga
    18.11.2023

    87

    78
  • FIBA Europe Cup
    22.11.2023

    93

    74
  • Orlen Basket Liga
    25.11.2023

    86

    103
  • Orlen Basket Liga
    01.12.2023

    83

    81
  • FIBA Europe Cup
    06.12.2023

    100

    90
  • Orlen Basket Liga
    10.12.2023

    82

    98
  • FIBA Europe Cup
    13.12.2023

    111

    72
  • Orlen Basket Liga
    16.12.2023

    89

    96
  • Orlen Basket Liga
    26.12.2023

    74

    76
  • Orlen Basket Liga
    30.12.2023

    75

    92
  • Orlen Basket Liga
    03.01.2024

    71

    92
  • FIBA Europe Cup
    10.01.2024

    93

    84
  • Orlen Basket Liga
    13.01.2024

    96

    86
  • Orlen Basket Liga
    19.01.2024

    94

    84
  • FIBA Europe Cup
    24.01.2024

    66

    77
  • Orlen Basket Liga
    28.01.2024

    89

    78
  • FIBA Europe Cup
    31.01.2024

    77

    101
  • Orlen Basket Liga
    04.02.2024

    88

    96
  • FIBA Europe Cup
    07.02.2024

    86

    99
  • Orlen Basket Liga
    11.02.2024

    104

    102
  • Pekao S.A. Puchar Polski
    15.02.2024

    112

    83
  • Pekao S.A. Puchar Polski
    17.02.2024

    96

    81
  • Pekao S.A. Puchar Polski
    18.02.2024

    94

    71
  • Orlen Basket Liga
    02.03.2024

    70

    83
  • FIBA Europe Cup
    06.03.2024

    83

    64
  • Orlen Basket Liga
    09.03.2024

    70

    85
  • FIBA Europe Cup
    13.03.2024

    81

    53
  • Orlen Basket Liga
    17.03.2024

    71

    82
  • Orlen Basket Liga
    22.03.2024

    93

    86
  • Orlen Basket Liga
    29.03.2024

    100

    105
  • Orlen Basket Liga
    09.04.2024

    68

    97
  • Orlen Basket Liga
    14.04.2024

    84

    85
  • Orlen Basket Liga
    20.04.2024

    96

    87
  • Energa Basket Liga
    07.10.2018

    67

    81

Sponsor Strategiczny
Partner strategiczny
Partner główny
Sponsor
Sponsor główny Akademii
Partner Tytularny drużyn II ligi, U19 i U17
Sponsor Strategiczny projektów młodzieżowych
Sponsor Strategiczny Programu Rozwoju Koszykarskich Talentów
Partner Wydarzeń
Partnerzy

Patrner techniczny
Partnerzy medialni


Adres

ul. Łazienkowska 3
00-449 Warszawa

Legia Warszawa Koszykówka