Mistrz, mistrz, Legia mistrz! Po raz pierwszy od 56. lat tytuł
trafił w ręce Zielonych Kanonierów! Po fantastycznej, siedmiomeczowej
serii finałowej drużyna Heiko Rannuli zwyciężyła w ostatnim starciu
92:82 (23:18, 19:19, 22:24, 28:21).
Pierwsze akcje obydwu
drużyn w decydującym spotkaniu były nieskuteczne, a wynik otworzył po
wejściu pod kosz Mate Vucić. Podwyższył po świetnym przechwycie Kameron
McGusty. Odpowiedział celną „trójką” Michał Krasuski, ale po chwili tym
samym zrewanżował się Michał Kolenda. Po wejściu pod kosz Andrzeja Pluty
i akcji 2+1 legioniści, wspierani przez znakomicie dopingujących
kibiców, prowadzili 10:3.
Lublinianie odpowiedzieli trafieniem
Tyrana de Lattibeaudiere’a, a po chwili faul w ataku zaliczył Aleksa
Radanov. Start w dalszym ciągu miał jednak duże problemy ze
skutecznością. W Legii bardzo dobre wejście z ławki zaliczył za to E.J.
Onu, który już przy pierwszym rzucie trafił zza łuku. Później straty
Startu zmniejszył Emmanuel Lecomte, dlatego przy stanie 15:10 dla Legii o
przerwę poprosił trener gości Heiko Rannula. Po niej punkty dla Startu
rzucił Filip Put, ale szybko zareagował McGusty, finalizując akcję 2+1.
Po wymianie punktowej w końcówce kwarty Legia schodziła na krótką
przerwę z prowadzeniem 23:18.
Druga kwarta rozpoczęła się od
niecelnego rzutu Pluty i odpowiedzi Browna, który był faulowany przy
niecelnym rzucie za trzy punkty, a następnie wykorzystał dwa z trzech
rzutów osobistych. Odpowiedź Pluty zza łuku była jednak bezlitosna.
Zieloni Kanonierzy zwiększyli przewagę po kolejnej „trójce” McGusty’ego,
który następnie znakomicie podzielił się piłką z Vuciciem - Chorwat był
faulowany przy rzucie, a trener gospodarzy Wojciech Kamiński
natychmiast poprosił o czas. Po wykorzystanym rzucie osobistym
legionisty goście wygrywali 33:22.
Ekipę Startu utrzymywał w
grze bardzo dobrze dysponowany Lecomte. Rzut Belga i wejście pod kosz de
Lattibeaudiere’a zmniejszyły przewagę Zielonych Kanonierów, ale
odpowiedział szalonym rzutem tuż przed końcem czasu akcji Maksymilian
Wilczek. Chwilę później po przekroczeniu granicy 12 punktów tytuł króla
strzelców tego sezonu zapewnił sobie niesamowity McGusty! Swoje robił
również Vucić, który dotrzymywał kroku amerykańskiej gwieździe Zielonych
Kanonierów. Start obudził się w końcówce dzięki fantastycznemu
Lecomtowi, ale w ostatniej akcji pierwszej połowy duet McGusty-Vucić dał
Legii prowadzenie 42:37.
Po rozpoczęciu gry w trzeciej kwarcie
swój trzeci faul złapał Kolenda (po stronie Startu tyle samo miał
Krasuski), a chwilę później trójkę trafił Courtney Ramey. Start zaczął
drugą połowę od mocnego uderzenia, bo po wykorzystanych rzutach
osobistych przez tego samego zawodnika na tablicy wyników był remis
42:42. Legia odpowiedziała celnymi rzutami za dwa Aleksy Radanova,
Andrzeja Pluty i Mate Vucicia. Start po dobrym początku oddał pole
gościom ze stolicy, którzy bezlitośnie to wykorzystali - po „trójce”
McGusty’ego zanotowali serię 9:0. Odpowiedzią był celny rzut zza łuku
Lecomte’a, szybko odpowiedział jednak Vucić.
Problemem Legii w
tej fazie gry stały się szybko popełnione cztery faule drużynowe, które
ograniczały mocną defensywę. Pod koszem lublinian cały czas spustoszenie
siał Vucić, za to w ekipie Startu obudził się de Lattibeaudiere. Akcja
2+1 Radanova spowodowała, że Legia utrzymywała kilkupunktową przewagę.
Gospodarze utrzymywali się w grze o wygraną dzięki indywidualnym popisom
poszczególnych graczy, Zieloni Kanonierzy grali bardziej zespołowo.
Końcowe minuty należały do Rameya - zawodnik z USA bezlitośnie
wykorzystywał faule legionistów, w tym czwarte przewinienie Kolendy.
Przed decydującą o mistrzowskim tytule kwartą przewaga Legii wynosiła
jedynie trzy punkty.
Decydujące 10 minut rozpoczęło się od
niecelnego rzutu za trzy Ojarsa Silinsa, przy którym został sfaulowany.
Łotysz wykorzystał wszystkie rzuty osobiste, dając ekipie trenera
Rannuli sześć „oczek” przewagi. Odpowiedział skuteczny z linii rzutów
wolnych de Lattibeaudiere. Kapitalny dzień w Legii miał jednak Vucić,
trafiający nawet z półdystansu, a przy tym świetnie broniący. Zieloni
Kanonierzy znów mieli jednak problem z faulami, dając szanse rywalom na
utrzymywanie dystansu pozwalającego myśleć o zwycięstwie. Na niecałe
minut przed końcem gry Legia prowadziła tylko 75:74, a trener Rannula
poprosił o przerwę na żądanie.
Po niej punkty zdobył Kiefer
Sykes, ale „trójką” odpowiedział Brown i mieliśmy remis. Następnie
niecelny rzut Kolendy, ale Ramey również nie trafił. Chwilę później
Amerykanin dał jednak pierwsze w tym meczu prowadzenie Startowi…Wtedy
jednak kolejną akcję 2+1 przeprowadził McGusty - Legia prowadziła 80:79.
Start zaliczył stratę, a McGusty rzucił trójkę z faulem! Po
wykorzystanym rzucie osobistym Zieloni Kanonierzy prowadzili pięcioma
punktami, a Start grał już bardzo nerwowo. Trójka Ojarsa Silinsa
spowodowała, że przewaga Zielonych Kanonierów na nieco ponad minutę
wynosiła osiem „oczek”, a szkoleniowiec Startu próbował jeszcze ratować
się przerwą na żądanie. Nic to jednak nie dało - niecelny rzut Browna,
celny Radanova i było jasne, że to Legia zostanie mistrzem Polski! Tytuł
MVP finałów i całego sezonu trafił oczywiście w ręce Kamerona
McGusty’ego, co było oczywistym wyborem.
Historyczny tytuł dla
naszej drużyny stał się faktem! Z tego miejsca serdecznie dziękujemy
fantastycznym kibicom, którzy przez cały sezon wspomagali zespół.
Dziękujemy sponsorom, partnerom i wszystkim, którzy przyczynili się w
ostatnich latach do odrodzenia potęgi. Do zobaczenia w przyszłym sezonie
- mistrzowie Polski będą bronić tytułu, a jednocześnie wystąpią w fazie
grupowej Ligi Mistrzów! Legia mistrz, mistrz, mistrz!
Start:
Emmanuel Lecomte 25 (4), Courtney Ramey 23 (3), Tyran de Lattibeudiere
14 (1), Tevin Brown 10 (2), Ousmane Drame 5 (2), Michał Krasuski 3(1),
Filip Put 2, C.J. Williams 0, Roman Szymański -, Wiktor Kępka -, Michał
Turewicz -, Bartłomiej Pelczar -
Legia: Legia Warszawa: Kameron
McGusty 30 (3), Mate Vucić 22, Andrzej Pluta 10 (1), Aleksa Radanov 10
(1), Ojārs Siliņš 8 (1), Keifer Sykes 4, Michał Kolenda 3 (1), E.J Onu 3
(1), Maksymilian Wilczek 2, Dominik Grudziński -,
Fot. Piotr Koperski