Jamrozik: Pozytywne wyzwanie, które będzie mnie budowało
1 miesiąc temu | 27.08.2025, 11:28
Maciej Jamrozik trafił do koszykarskiej Legii w 2018 roku, kiedy zaczął pracować w legijnej Akademii Koszykówki. W ostatnich latach był asystentem w sztabie Wojciecha Kamińskiego, Marka Popiołka, Ivicy Skelina i Heiko Rannuli w pierwszym zespole Legii Warszawa. Na jego szyi zawisły medale mistrzostw Polski - najpierw srebrny w 2021 roku, a ostatnio złoty, wywalczony w czerwcu w Lublinie. Rok wcześniej świętował z Legią zdobycie Pucharu Polski. Obecnie, kiedy Heiko Rannula pracuje z reprezentacją Estonii przed EuroBasketem, Maciej Jamrozik odpowiada za przygotowanie drużyny do sezonu 2025/26. Zapraszamy na rozmowę z 34-letnim szkoleniowcem.
Przygotowania do nowego sezonu bez Heiko Rannuli traktujesz jako znacznie większe wyzwanie niż te, które miałeś dotychczas? Maciej Jamrozik: Traktuję to jako wyzwanie, jako możliwość dalszego rozwoju. I inwestowania w samego siebie, więc jak najbardziej pozytywnie. Wiadomo, jest trochę takiego pozytywnego stresu i odpowiedzialności. Ale jestem w stałym kontakcie z Heiko. Znam preferowany przez niego system. Wiemy dobrze co chcemy wprowadzać. Staram się każdego dnia wprowadzać rzeczy systemowe i ewentualnie korygować, jeżeli jest potrzeba, jakichś korekt. Natomiast wszystko na razie przebiega naprawdę bardzo dobrze i dla mnie to jest bardzo duże wyzwania, takie pozytywne. Myślę, że to doświadczenie będzie mnie budowało.
Traktujesz to jako przygotowanie do roli pierwszego trenera w przyszłości? - Myślę, że tak. Aspiruję do zostania kiedyś pierwszym trenerem, więc jest to takie wyzwanie, taki zalążek, można powiedzieć. Więc jest to taki sprawdzian przed pełną rolą pierwszego trenera.
No właśnie - bycie pierwszym szkoleniowcem jest Twoim celem? Bo przecież jest wielu trenerów, którzy są świetnymi asystentami i oni czują się doskonale w tej roli, nie planując za wszelką cenę "przejmować dowodzenia". - Chciałem zostać jak najlepszym trenerem i chciałem każdego roku po prostu być lepszym. I myślę, że ta droga będzie mnie wiodła przez pozycję pierwszego trenera kiedyś w przyszłości. Nie wiem, kiedy to nastąpi, ale chciałbym nim być. Nie będę unikał tutaj zarówno odpowiedzialności, która kiedyś z pozycją pierwszego trenera przyjdzie. I myślę, że to będzie taka naturalna droga rozwoju.
Dajesz sobie jakiś deadline? Czy raczej zamierzasz patrzeć na to sezon po sezonie, co w danej sytuacji będzie dla Ciebie lepsze? - Nie stawiam sobie jakiegoś deadline'u. Zobaczymy sezon po sezonie. Na ten moment jestem związany z Legią umową jako asystent trenera, z czego jestem bardzo zadowolony i chcę z jak najlepszej strony prezentować się każdego dnia i dawać to co najlepsze ode mnie dla klubu.
Jak obecnie wyglądają przygotowania i współpraca z Heiko Rannulą? Jak wiadomo na odległość. - Staramy się być z Heiko codziennie albo prawie codziennie na łączach, wymieniać krótkie wiadomości, czasem oczywiście odbywamy dłuższe rozmowy telefoniczne. No i co tydzień mamy też dłuższe spotkanie między nami - raportujące, jeżeli chodzi o przygotowania, o to co za nami i jaka praca przed nami. Mamy także spotkanie sztabowe, więc tego raportowania jest dość dużo. Staram się być na bieżąco z pierwszym trenerem, a częstotliwość uzależniona jest od potrzeb.
Jak wyglądała sama budowa składu? Czy trener razem z Aaronem też konsultuje z Wami - asystentami tych zawodników? Pyta Was o zdanie? A może pyta Was, żebyście Wy kogoś polecili, kogo może znacie z kadr młodzieżowych? - Dużą część pracy wykonał Aaron jako dyrektor sportowy oraz Heiko, czyli pierwszy trener. My przy niektórych kandydatach byliśmy pytani o nasze zdanie, proszeby, by kogoś obejrzeć, wyrazić opinię. Natomiast lwia część pracy była ich. Jeżeli chodzi o część polskiego składu, czy młodych zawodników, którzy teraz z nami trenują - to byliśmy pytani i nasz nasz głos był brany pod uwagę.
W ostatnim sezonie zaczynałeś jako asystent u Ivicy Skelina, później u Heiko Rannuli. Co według Ciebie nie działało, kiedy Legię prowadził chorwacki szkoleniowiec? Albo co takiego wprowadził Heiko, że Legia zaczęła grać inaczej. - Chyba bym wskazał różnicę temperamentu, która jest widoczna i która lepiej pasowała zeszłorocznemu zespołowi. Ten spokój w wielu sytuacjach zdecydowanie pomógł zespołowi oraz filozofia gry trochę mimo wszystko bliższa temu, jakich mieliśmy zawodników, jakie mieliśmy możliwości, zarówno ofensywne, jak i defensywne.
Kiedy uwierzyłeś, że to zespół na tytuł mistrzowski? - Uwierzyłem, że mamy naprawdę zespół, który może wygrać mistrzostwo w trzecim meczu z Górnikiem Wałbrzych. Wyjazdowy, bardzo ciężki dla nas mecz, wygrany po dogrywce. Pokazaliśmy tam kawał charakteru i to był moment, w którym wiedziałem, że możemy wygrać mistrzostwo.
Szczególnie po drugim meczu na Bemowie, przegranym po rzucie Toddricka Gotchera. Przegrywając w Wałbrzychu, mogło być bardzo ciężko. - Tak, to prawda. Natomiast ten przegrany domowy mecz trochę był taką wpadką przy pracy, zimnym prysznicem, który nam się bardzo przydał i pomógł nam później wygrać. Zarówno ten trzeci mecz, jak i całą serię z Górnikiem oraz później wejść z impetem w serię na Anwil Włocławek. I dzięki temu znaleźliśmy się w finale.
Kameron McGusty to prawdopodobnie najlepszy zawodnik, jaki kiedykolwiek zagrał w koszykarskiej Legii. Czy, że to gracz aż tak wysokiego poziomu, dało się zobaczyć już na samym początku? - W pierwszej części sezonu można było ocenić, że jest jednym z najlepszych graczy w lidze. Natomiast taka prawdziwa jego wartość, czyli MVP i MVP finałów najlepiej pokazuje jego wartość. Tego wymaga się od najlepszych graczy, żeby w tych najważniejszych, najcięższych momentach dowodzili, mówiąc koszykarsko i zapewniali zwycięstwo swojemu zespołowi. Kameron w ogromnej części pomógł nam w wygraniu mistrzostwa.
Rok wcześniej w Legii był Christian Vital, który choć z Legią medalu nie zdobył, również był swego rodzaju gwiazdą ligi. Chyba miał trudniejszy charakter niż Kameron? - Ten temperament znacząco różnił obydwu graczy. To prawda, ale to też byli dwaj różni zawodnicy. Jeżeli chodzi o sam profil Christiana - jego gra była taka wybuchowa. Zarówno jeżeli chodzi o rzeczy pozaboiskowe, jak i boiskowe. Powodowała, że miał co innego do zaoferowania i też był świetnym zawodnikiem. Ten temperament ich różnił. Czy był cięższy do prowadzenia? Zależy dla kogo. Tutaj to wszystko tak naprawdę zależy od pierwszego trenera. Nie był łatwy, zwłaszcza na początku, ale też dlatego, bo się dostosowywał do gry w Europie. Kameron miał za sobą dwa lata gry w Europie, co przy zawodnikach przechodzących z gry z Ameryki to naprawdę jest duża różnica.
Robisz analizy video, pracujesz indywidualnie z zawodnikami, więc jesteś świetnym adresatem pytania - oczywiście CV i Kameron byli innymi graczami, ale chyba Vital był nieco lepszym obrońcą? - Mówiąc ogólnie o obronie, o wielu elementach, to jeżeli miałbym wskazać, to faktycznie wskazałbym Christiana. Ale Kameron poprzez ten sezon znacząco się poprawił w tym aspekcie. No i na pewno będzie się dalej poprawiał, wraz ze zbieraniem doświadczenia na jeszcze wyższym poziomie.
Czy w obecnej Legii jest zawodnik o takim potencjale? Czy raczej obecnie powinniśmy spodziewać się zupełnie inaczej zbudowanej drużyny, w którym więcej graczy bierze ciężar gry na siebie? - Na pewno jest wcześnie, żeby wyciągać takie wnioski. Chcielibyśmy, żeby Jayvon Graves był jednym z liderów tego zespołu. Natomiast jeszcze jesteśmy przed pierwszymi sparingami - dajmy im zagrać, potrenować. Pewne rzeczy już widać, ale jest jeszcze za wcześnie na takie wnioski.
Pod kątem charakteru, chyba również niełatwym graczem był cholernie ambitny Aleksa Radanov? Często "wybuchał" i wydaje się, że dla sztabu szkoleniowego to nie był łatwy gracz do współpracy? - Był to zawodnik, którego troszeczkę trzeba było inaczej prowadzić. Tak trzeba powiedzieć. Natomiast tu trzeba sobie radzić z zawodnikami charakternymi. Aleksa miał charakter i to pomagało mu na boisku. Wtedy, kiedy trzeba było zadać finalny cios. Tak jak chociażby w meczu z Anwilem we Włocławku w serii półfinałowej, by zamknąć mecz. Właśnie dzięki temu, że jest charakterny i mimo tego, że nie szło mu cały mecz, to wyszedł w decydującym momencie i dzięki swojemu charakterowi zamknął ten mecz i zapewnił nam zwycięstwo.
W finale mierzyliście się ze Startem prowadzonym przez Wojciecha Kamińskiego. Dzięki wcześniejszej współpracy z "Kamykiem" byłeś w stanie odczytywać jego pomysły na poszczególne spotkania, ew. nowe zagrywki? - Na tym poziomie każdy zespół zaprezentował właściwie cały swój system. I to nie jest tak, że to są rzeczy nieodgadnione. Może dzięki pracy z trenerem Kamińskim miałem wiedzę, jak potrafi się zachować w różnych sytuacjach, które mogą spotkać jego zespół. Natomiast te zespoły znały się i tak jak łyse konie, bo jednak po pierwszym, drugim, trzecim spotkaniu zawodnicy się znali bardzo dobrze. Systemowo równoież, więc ciężko było tutaj się zaskakiwać.
Na pewno znasz lepiej polski rynek aniżeli Heiko Rannula, co jest oczywiste. Czy estoński szkoleniowiec podpytuje Ciebie pod kątem niektórych graczy drużyn przeciwnych, bo na ich temat masz na pewno szerszą wiedzę? - Tutaj trener Rannula bardzo polegał na mojej wiedzy i właściwie od pierwszego momentu jak przyjechał do Polski, bardzo dużo chłonął, jeżeli chodzi o wiedzę na temat polskiej ligi. Dużo oglądał, dużo pytał, dużo też pytał o zawodników, jak to wygląda, jakie są ich umiejętności, w jakich elementach są najlepsi, gdzie czasami komuś czegoś brakuje. Starałem się jak najwięcej, jak najszerzej dzielić wiedzą.
Zaczynałeś w Legii od zajęć z grupami młodzieżowymi. Śledzisz cały czas młodzieżowe rozgrywki, rozwój młodych chłopaków, CLJ? - Śledzę na tyle, na ile mogę, to co się dzieje w naszych zespołach młodzieżowych. Jestem w stałym kontakcie z trenerami. Zawsze dopytuję, staram się mieć jak najlepszą wiedzę na temat zawodników, których mamy w grupach młodzieżowych też po to, żeby łatwiej później pozwolić im na przejście z zespołu młodzieżowego do seniorskiego. Chociażby tak jak teraz, w momencie, w którym część zawodników z zespołów młodzieżowych trenuje z nami. Jeżeli chodzi o pomysł Centralnej Ligi Juniorów to uważam go za bardzo dobry, choć nie oglądam zbyt wielu meczów tych rozgrywek ze względu na obowiązki około sezonowe i swoją pracę skautingową. Natomiast to, co tam mogłem, to obejrzałem i uważam, że to jest pomysł, który rozwija najlepszych polskich graczy, pozwala im na granie wartościowych meczów na wysokim poziomie oraz na większą ekspozycję - kiedy najlepsi grają z najlepszymi to łatwiej jest podejrzeć, jak wygląda dana generacja w Polsce.
Czy czasem nie masz dość tego scoutingu? W sensie w trakcie sezonu jesteś zmęczony? Kiedy szczególnie jak tych meczów jest natłok plus europejskie puchary? Cały czas mecz będzie do przodu. Musicie analizować, to nie ma takiego momentu, że już masz takie przesilenie? - Trochę to przesilenie zazwyczaj pojawia się pod koniec sezonu. Bo jednak, tak jak w zeszłym sezonie, zagraliśmy powyżej 50 meczów i cały czas tę pracę trzeba było wykonywać. Ale zawsze staram się profesjonalnie dojechać do ostatniego meczu play-off, tak jak było w tym przypadku. A później zazwyczaj robię sobie około tygodnia, może dwóch tygodni przerwy od takiego oglądania analitycznego koszykówki, żeby trochę głowę wyświeżyć. Bo każdy tego potrzebuje.
A w tym skautingu jak się dzielicie tą pracą z Maćkiem Jankowskim? Czego od Ciebie wymaga trener Rannula pod kątem skautingowym? - Tu sezon sezonowi nierówny. W zeszłym sezonie ze względu na to, że Maciek Jankowski był odpowiedzialny także za drugi zespół, do momentu, w którym tam trwały rozgrywki, pomagał nam głównie doraźnie. Wtedy za pracę skautingową odpowiadałem ja. Trochę inaczej to wyglądało, gdy pierwszym trenerem był Ivica Skelin, a inaczej gdy trenerem został Heiko Rannula, który polegał na tym, jak przygotowywałem materiał skautingowy do konkretnych zespołów. Kiedy zespół drugoligowy i U19 zakończył sezon, Maciek Jankowski dołączył do nas w większym wymiarze i pomagał trochę z przygotowywaniem się pod względem wideo. W tym sezonie jeszcze zobaczymy, jak dokładnie rozdzielimy tę pracę, na razie wstępnie rozmawialiśmy z Maćkiem na ten temat. Natomiast czekamy, aż nasz pierwszy trener wróci do Warszawy i wtedy sobie na spokojnie usiądziemy, przegadamy, jak powinien wyglądać ten podział obowiązków na nadchodzący sezon. Postaram się też coś delikatnie zmieniać, żeby rozwijać samego siebie pod względem coachingowym i żeby nie popadać w monotonię.
Wspomniałeś o dwóch tygodniach odpoczynku, ale tego odpoczynku chyba masz niedużo sezon po sezonie, bo prowadzisz zajęcia indywidualne z zawodnikami, co na pewno też rozwija Ciebie jako trenera. Więc to też jest tak, że że nie lubisz takiej nudy i zamiast dwóch miesięcy wakacji wolisz pracę z zawodnikami? - Staram się cały czas pracować nad sobą jako trenerem i swoim warsztatem. Uważam, że przez takie zajęcia indywidualne rozwijamy się jako trenerzy i to są takie umiejętności, które są coraz bardziej potrzebne w pracy sezonowej, z zawodnikami. Staram się rozwijać. Nie było tak dużo czasu na odpoczynek, ale ja sobie daję zawsze tydzień na wyczyszczenie głowy, a później ta praca indywidualna mimo wszystko trochę inaczej wygląda niż praca, którą na co dzień wykonuję w klubie w trakcie sezonu.
Pierwszy poważniejszy sukces w dorosłej koszykówce to wicemistrzostwo Polski w Legią prowadzoną przez Wojtka Kamińskiego w 2021 roku. Sprawiliście olbrzymią niespodziankę eliminując wtedy Anwil i Stal. W finale zaś chyba zabrakło przede wszystkim zdrowia? - Myślę, że tak. Patrząc z perspektywy czasu, zabrakło tego zdrowia. Zabrakło dwóch zawodników więcej w rotacji - Grzesiu Kurka wypadł w pierwszym meczu we Wrocławiu. Adam Kemp wracał na finały, ale po tak poważnym urazie jednak to było problematyczne. Wypadł także Jure Skifić, który przez całą serię grał, ale z każdym meczem było mu coraz ciężej biegać, bo miał duży problem chyba ze stawem kolanowym. I w ostatnich spotkaniach go zabrakło. Gdybyśmy byli zdrowi, może po tych dwóch pierwszych meczach, gdzie było 1:1, w trakcie tych dwóch meczów na Bemowie może doprowadziliśmy do stanu 2:2? A może by było 3:1? Nie wiadomo. Teraz ciężko gdybać. Myślę, że to zdrowie było znaczącym czynnikiem w tamtym momencie.
Co sprawiło, że zacząłeś myśleć o trenerce w tak młodym wieku? Dzisiaj to coraz bardziej popularne, ale kiedyś chyba nie do końca. Wówczas na topie byli doświadczeni szkoleniowcy jak Andrej Urlep. A jak to się dzieje, że młody, młody chłopak, który trochę pograł w kosza, już mówi "dobra, a teraz będę trenerem". - Kilka czynników miało na to wpływ. Raz, że zawsze patrzyłem na grę w sposób analityczny. Więc troszeczkę tak jak trener w młodym wieku, trochę za namową mojego ówczesnego trenera Jarosława Łukasiewicza, zacząłem pomagać mu przy zajęciach z młodymi dzieciakami. Miałem wtedy chyba 18-19 lat, więc dosyć wcześnie, i wówczas odkryłam, że lubię to i sprawia mi to przyjemność. Powoli, powolutku to się rozwijało z jakiejś pasji, a dziś można powiedzieć, że stało się to moją pracą.
Pierwsze trenerskie kroki stawiałeś przy koszykówce kobiecej. Dziś śledzisz w ogóle kobiece rozgrywki? - Tu uczciwie muszę przyznać, że nie śledzę kobiecych rozgrywek. Wtedy była taka możliwość, więc chciałem spróbować. Natomiast po tym doświadczeniu wiedziałem, że nie widzę siebie jako trenera w kobiecej koszykówce. Może to się kiedyś zmieni, nie wiem. Natomiast od tamtego momentu za bardzo nie śledzę.
Jaka jest Twoja Ulubiona liga poza polską do oglądania? - Zdecydowanie liga hiszpańska.
Euroliga, czy NBA?? - Zdecydowanie Euroliga. NBA kiedyś dużo oglądałem, śledziłem, bardzo się interesowałem, ale im bardziej i dłużej pracuję w polskiej koszykówce na poziomie ekstraklasy, tym było tego mniej. Teraz właściwie zdawkowo. Gdzieś tam widziałem kilka meczów w zeszłym sezonie, ale głównie śledzę rozgrywki europejskie.
Legia zagra w bardzo prestiżowych rozgrywkach, które idą mocno do przodu. Coraz mocniejsze zespoły biorą udział w BCL. Polskie drużyny nie najlepiej radziły sobie w ostatnich latach. Jak widzisz nasze szanse na wyjście z grupy, znając już przeciwników grupowych? - Widzę szansę w tym, żeby wyjść z grupy. Uważam, że zajęcie drugiego, czy trzeciego miejsca w grupie, jest jak najbardziej realne. Natomiast na razie musimy zbudować drużynę, bo cały czas tak naprawdę ją budujemy poprzez teraz treningi, za chwilę poprzez sparingi i wtedy zobaczymy, jak inne zespoły zbudowały swoje zespoły. Na pewno będziemy starali się w każdym meczu walczyć o zwycięstwo i zwłaszcza bronić własnego parkietu.
Dbając o formę fizyczną biegasz. Masz jakieś plany startowe? Albo stawiasz sobie jakieś cele w tej kwestii, tj. że na przykład pobiegniesz półmaraton za pół roku? - Nie, o półmaratonie na razie w ogóle nie myślę. Moim celem jest by pobiec 10 km na zawodach. Myślę, że może w kolejne lato. Tak naprawdę chciałbym w trakcie trwania tego sezonu cały czas dbać o ten nawyk biegowy, bo staram się biegać na wszystkich naszych wyjazdach. Po prostu znajduję na to przestrzeń. Więc ten start na 10 km, jeżeli kiedyś mi się uda, to będzie takie spełnienie moich marzeń. Myślę, że do półmaratonu nigdy mi się nie uda... Ale nigdy nie mów nigdy.