SPONSOR STRATEGICZNY
PARTNER STRATEGICZNY

Keifer Sykes: Chcę zostawić po sobie ślad w historii Legii (WYWIAD)

8 godzin temu | 07.06.2025, 10:31
Keifer Sykes: Chcę zostawić po sobie ślad w historii Legii (WYWIAD)

31-letni Keifer Sykes trafił do Legii w marcu tego roku. Urodzony w Chicago rozgrywający ma na swoim koncie jeden sezon w NBA w barwach Indiany Pacers, której kibicuje w tegorocznych finałach. "Pacers wygrają w siedmiu meczach" - przekonuje Sykes. Jednocześnie zawodnik, który przed dziesięciu laty brał udział w konkursie wsadów NCAA zrobi wszystko, by tytuł mistrzowski w Polsce wywalczyła Legia. "Robota nie została jeszcze wykonana. Codziennie widzę datę ostatniego tytułu mistrzowskiego (1969) Legii Warszawa. Chcę pozostawić po sobie ślad w historii klubu. Wtedy będziemy pamiętać tę drużynę na zawsze" - mówi amerykański rozgrywający. Zapraszamy do lektury!

Zjeździłeś jako koszykarz kawał świata. Australia, Korea Południowa, Grecja, Turcja, Włochy... Jak doszło do tego, że trafiłeś do Polski i Legii Warszawa?
Keifer Sykes: Tak jak powiedziałeś, bardzo lubię podróżować i poznawać nowe kraje. Po tym, jak w tym roku byłem we Włoszech, doznałem kontuzji, a nasza drużyna nie radziła sobie zbyt dobrze. Niedługo później Legia skontaktowała się ze mną i powiedziała, że mają nowego trenera i potrzebują nowego rozgrywającego. Mamy szansę wygrać mistrzostwo, a zespół potrzebuje doświadczenia, zastrzyku energii, chcą lidera. Wydawało mi się, że to idealne rozwiązanie. Jak powiedziałeś, to nowy kraj, nigdy tu nie byłem. Lubię odkrywać nowe kraje i nowe możliwości, aby dalej sprawdzać siebie. W dziesiątym roku kariery poczułem, że to będzie dla mnie świetny nowy początek, nowy test i szansa na zdobycie mistrzostwa, od którego dzielą nas tylko cztery zwycięstwa.

Przed dziesięciu laty uczestniczyłeś w konkursie wsadów NCAA. Dziś rzadko w ten sposób kończysz akcje.
- Tak, to zabawne. Właśnie mówiłem kolegom z drużyny, że muszę zaliczyć jeden wsad w finale. W tym sezonie nie udało mi się, ale w tym roku miałem kontuzję ścięgna udowego, więc starałem się nie przemęczać go, by niczego nie zerwać. Opuściłem trzy lub cztery mecze z powodu kontuzji i jestem na restrykcyjnej diecie. Po prostu w klubie dbają o mnie. Z wiekiem nie chcę już robić wsadów, bo chcę zamiast tego notować efektowne zagrania. Wolę grać jeszcze cztery lub pięć lat i zarobić więcej pieniędzy niż robić wsady i ryzykować, że doznam kontuzji. To tylko decyzja biznesowa, przemyślana decyzja, że chcę pozostać zdrowy i po prostu utrzymać silne kończyny, stawy i ciało. Ale chcę wykonać jeden wsad w finale, więc mam nadzieję, że uda mi się przynajmniej jeden podczas szybkiej kontry.


Zazwyczaj do NBA zawodnicy trafiają prosto po NCAA. W Twoim przypadku było inaczej - zdążyłeś wcześniej występować w Europie, Chinach, czy Australii. Jak doszło do transferu do Indiany Pacers?
- Po pierwszych pięciu latach spędzonych za granicą, tak jak powiedziałeś, pojechałem do Korei, potem do Europy, następnie wróciłem do Azji - do Chin, a po wybuchu pandemii COVID-19 wyjechałem do Australii. Bardzo tęskniłem za rodziną. Mam dwoje dzieci, więc tęskniłem za nimi niesamowicie. Zawsze chciałem zagrać w NBA i spróbować swoich sił w tej lidze. Zawsze chcę się sprawdzać na najwyższym poziomie. Pomyślałem sobie: 'Chcę podjąć ryzyko'. Niektórzy ludzie nigdy nie próbują, nie wierzą w siebie, nie wierzą w swoje marzenia lub po prostu nie mają wystarczającej pewności siebie, aby spróbować lub podjąć ryzyko. Wielu graczy gra za granicą lub w Eurolidze i grają na wysokim poziomie, ale potem żałują, że nigdy nie spróbowali swoich sił w NBA. Covid sprawił, że miałem dużo czasu, aby pomyśleć o mojej rodzinie, o tym, czy naprawdę chcę podjąć to ryzyko i żyć bez żalu. Ostatecznie zagrałem jeszcze jeden rok w Australii. Kiedy byłem w Australii, nie mogłem odwiedzać rodziny i robić innych rzeczy z powodu surowych przepisów dotyczących Covid. To był dla mnie naprawdę ciężki rok za granicą. Opuściliśmy nasze rodziny, graliśmy za oceanem, a do tego doszły jeszcze finały. Gramy wtedy aż do końca czerwca. Wiele osób było w domu w maju, marcu, kwietniu. Czasami było to dla nas trudne psychicznie, zwłaszcza dla mnie, jako ojca. Pomyślałem więc: "Chcę po prostu pozostać w lidze i zostać w Stanach". I po prostu to zrobiłem. A historia mówi sama za siebie, jak to wszystko się potoczyło.

A teraz podróżujesz z rodziną, z dziećmi?
- Nie w tym sezonie. To mój pierwszy sezon po powrocie za granicę, kiedy jestem bez najbliższych. Mam dzieci, które urodziły się, gdy byłem jeszcze młody. Mam 31 lat, ale mój syn ma 14 lat, a córka dziewięć. Syn urodził się, gdy byłem jeszcze w liceum, a córka, gdy kończyłam studia. Teraz chodzą do szkoły, więc w tym roku nie mogłam ich zabrać ze sobą. To kolejny powód, dla którego musiałem poświęcić się karierze i pozostać w Stanach Zjednoczonych, ponieważ moje dzieci są starsze i chcę spędzić z nimi te lata. To bardzo ważne. Nie są już niemowlętami, więc nie mogę przegapić tego czasu. Ale wcześniej mój syn mieszkał ze mną za granicą cztery razy - kiedy byłem w Chinach, w Mediolanie, w Indianie, a potem, kiedy grałem w Windy City Bulls w zeszłym sezonie.



Gra w NBA, gdzie rozegrałeś 32 mecze, to spełnienie dziecięcych marzeń?
- Tak, chciałbym powiedzieć, że Pacers wygrają w siedmiu meczach. Pacers wygrają w siedmiu meczach finały przeciwko Oklahomie City Thunder. Stawiam na nich. Wczoraj wygrali w ostatniej sekundzie [rozmawialiśmy w piątek - przyp. B.]. Ale oczywiście było to marzenie z dzieciństwa, zwłaszcza że dorastałem w Chicago. To duże miasto, gdzie jako dziecko widziałem historię Michaela Jordana. Wszyscy w Chicago chcą grać w koszykówkę. Wszyscy chcą być jak Jordan. A potem widzieliśmy, jak Derrick Rose stał się najlepszym graczem, zaczynając od dzieciństwa, i został wybrany z numerem pierwszym w drafcie do Chicago. Koszykówka była wszystkim, czym chcieliśmy się zajmować jako dzieci, po prostu grając na podwórku. Nawet jeśli czasami byłem za mały, żeby grać. Wiele osób miało wątpliwości, nigdy nie sądziło, że będę grał w liceum, dostanę stypendium na studia lub będę grał zawodowo. Nagle zacząłem wysoko skakać, miałem dużo serca, grałem z wielkim zaangażowaniem i wygrywałem. Moje marzenie z dzieciństwa stało się moją karierą, dzięki której mogę podróżować po świecie, pomagać mojej rodzinie i społeczności.


Czy z tamtego okresu masz jakiś mecz, który wspominasz najlepiej? Albo zawodnika przeciwko któremu grałeś?
- Z NBA? Tak. W ostatniej rundzie grali z Knicksami. Najbardziej podobał mi się mecz w Madison Square Garden. Zdobyłem w nim 22 punkty. Zacząłem ten mecz. Podczas ostatniej serii, kiedy Tyrese Haliburton trafił decydujący rzut na zwycięstwo i udało się Pacers wygrać dwa mecze w Nowym Yorku. Od razu wróciły wspomnienia - tak samo przecież my teraz wygraliśmy dwa mecze we Włocławku z Anwilem. Tak, to był jeden z moich ulubionych meczów. Gra w Milwaukee również należała do moich ulubionych, ponieważ studiowałem w Wisconsin. Grać w stanie, w którym studiowałem i w latach, kiedy, jak powiedziałeś, marzyłem o NCAA. Naprawdę mogłem zostać zawodowcem, pojechać na NBA Draft Combine i zacząć wierzyć, że zostanę zawodowcem i że to marzenie może się kiedyś spełnić. To coś, co zmieniło mi życie na zawsze, pamiętam to.

W tym sezonie, po kilkuletniej przerwie, zdecydowałeś się wrócić do Europy. Długo zastanawiałeś się nad propozycją Legii?
- Nie, to była szybka decyzja. Przed przyjazdem do Warszawy byłem we Włoszech. Przyjechałem tu w marcu. Wiedziałem, że drużyna, do której przychodzę nie wygrywała tak często jak powinna, że ma brać udział w rozgrywkach play-off. A ja zawsze chciałem być zwycięzcą. Ta drużyna miała nowego trenera i potrzebowała rozgrywającego, lidera, by miała szansę na zwycięstwa. To było dla mnie najważniejsze – możliwość wniesienia swojego DNA, swojego doświadczenia do drużyny. W tym roku prawdopodobnie nie grałem najwięcej minut, opuściłem kilka meczów i miałem kontuzję, ale to coś więcej niż tylko to, co robimy podczas meczu. Ważne są treningi, to co dzieje się w szatni, przejazdy autokarem, to, że potrafię wprowadzić nas w mentalność zwycięzców, motywować chłopaków, żeby grali najlepiej jak potrafią. By ktoś taki jak Kameron, którego znałem już wcześniej, został MVP. Z Ojarsem grałem wcześniej we Włoszech. Nasza koleżeńska więź była widoczna na boisku. Teraz jesteśmy na fali i wygraliśmy kilkanaście meczów z rzędu na wyjazdach. Ostatnie mecze pokazały, że potrafimy wrócić do gry nawet dwie minuty przed końcem, wcześniej przegrywając przez całe spotkanie. A mecz decydujący o awansie do finału wygrywamy 20 punktami. To był wyjątkowy rok, wyjątkowy sezon. Nie muszę długo się nad tym zastanawiać, ponieważ czułem, że to była słuszna decyzja i od momentu, gdy tu trafiłem, wszystko układa się tak, jak powinno.



Byłeś krótko w Panathinaikosie, grałeś we Włoszech, Turcji i wielu miejscach na świecie. Jak podoba Ci się atmosfera na meczach w Warszawie?
- Bardzo mi się podoba. Myślę, że w pewnym momencie mogliby nawet powiększyć obiekt, zbudować większą halę, aby pomieścić więcej kibiców, ponieważ na każdym meczu wszystkie miejsca są zajęte. Ostatnio czujemy niesamowitą energię od kibiców. Po meczu przybijamy piątki z kibicami. Fani nas wspierają. Nawet po porażkach nie przestają nas wspierać, to wspaniałe uczucie. W Europie grałem w drużynach, w których wygwizdywano cię, jeśli nie grałeś dobrze lub przegrałeś mecz. Przeszliśmy przez trudny okres, kiedy przegraliśmy wiele meczów u siebie, a nawet przegraliśmy trudny mecz z Górnikiem Wałbrzych w play-offach, w którym nie zagraliśmy najlepiej. Ale mimo to nadal czuliśmy wsparcie kibiców. Nie krytykują nas w Internecie. Nie poniżają nas. Jeśli już, to wspierają nas i dają nam wiarę, a my czujemy to nawet podczas wyjazdów. To niesamowite. Nawet wyjście na mecz piłki nożnej było niesamowitym przeżyciem, kiedy kibice Legii odpalili race i mecz musiał zostać przerwany, ponieważ na stadionie było tak dużo dymu. Ludzie tutaj, w Warszawie i w całej Polsce, są dla nas po prostu niesamowici i bardzo nam pomagają.



Lubisz w ogóle piłkę nożną?
- Tak. Widziałem Ronaldo grającego we Włoszech, w Juventusie. Widziałem Messiego grającego w Miami. Zawsze staram się chodzić na wiele meczów piłki nożnej, kiedy jestem za granicą, i oglądać najlepszych graczy oraz ich wielkość. To jeden z najwspanialszych sportów i uwielbiam go oglądać.

Słyszałeś wcześniej, że fani Legii są uważani za jednych z najbardziej fanatycznych na świecie?
- Tak, słyszałem o tym. Byłem na dwóch meczach i to było niesamowite. Jak już mówiłem, niesamowite było widzieć, jak palili pirotechnikę, widziałem też, że wcześniej palili również flagi. A 10 minut później odpalili race, przez co mecz został przerwany. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Wiedziałem, jaką mają reputację. To była prawda. To nie była tylko opowieść, to cała prawda. Byłem bardzo zaskoczony tym, jak bardzo szaleją na trybunach. Zastanawiałem się, jak oni w ogóle wnoszą te wszystkie rzeczy na stadion (śmiech). Mieliśmy okazję, na zaproszenie prezesa klubu zająć miejsca w strefie VIP, byliśmy super ugoszczeni - mieliśmy dostęp do jedzenia, napojów, wszystkiego, czego tylko potrzebowaliśmy. Pomyślałem wtedy: "Wow, to jest wysoki poziom. Tutaj, w Warszawie, Legia, to najwyższy możliwy poziom".



Ostatni mecz w Twoim wykonaniu był niesamowity. Dotychczas częściej dzieliłeś się piłką, teraz pokazałeś, że możesz brać na siebie także zdobywanie punktów.
- Myślę, że czekałem na tak świetny mecz. Będąc w fazie play-off, chcę po prostu być czynnikiem X dla naszej drużyny. Chcę mieć wpływ na wynik. W takim meczu, w którym w drugiej połowie przegrywaliśmy, rywale zmniejszali przewagę... a to był mecz o wszystko. Prawdopodobnie najważniejszy mecz sezonu dla nas. Chciałem dać z siebie wszystko i zrobić to, co potrafię. Mam nadzieję, że to da mi kopa przed finałami i że je wygramy.

Jak ocenisz Wasz zespół? Debiutowałeś na początku marca w przegranym meczu z Czarnymi Słupsk. Od tego czasu Wasza gra wygląda o wiele lepiej.
- Jesteśmy znacznie lepsi. Jesteśmy świetną drużyną. Myślę, że mamy, jak już powiedziałem, lepszą chemię i większą spójność w zespole. Mamy świetną kadrę trenerską, która pozwala nam zachować spokój. Do tego dochodzi nasza umiejętność zachowania opanowania. Nie sądzę, żebyśmy zbytnio się denerwowali. Mamy mentalność, by myśleć o każdej następnej akcji. Jeśli coś szło nie tak, martwiliśmy się tylko o następną akcję. To przyniosło nam wiele sukcesów. Ale musimy to powtórzyć. Nie jesteśmy jeszcze na mecie. Myślę, że dopiero, gdy zostaniemy mistrzami, będziemy mogli ocenić, jak dobrzy naprawdę jesteśmy. Przed nami kolejny wielki test, największy test sezonu. Trudno to teraz powiedzieć, ponieważ, jak już wspomniałem, skupiam się na wygraniu całego turnieju. W szatni mamy teraz taki napis - "praca nie jest jeszcze skończona". Przed nami jeszcze długa droga, ale mamy świetnego trenera. Mamy MVP. Mamy wysokiej klasy graczy, którzy wnoszą swój wkład. Staramy się być coraz lepsi.



Rośniecie z meczu na mecz, jesteście jednością na parkiecie. Jesteście nadal głodni, by powalczyć o złoto?
- Nadal jesteśmy głodni. Nadal chcemy być lepsi. Widząc, jak Maks Wilczek grał w ostatnim meczu, widząc, jak ja grałem w ostatnim meczu - wiemy, że nadal możemy być lepsi. Pokonaliśmy Anwil na wyjeździe, ale były to dwa mecze, które równie dobrze mogliśmy przegrać. Mieliśmy zwycięskie rzuty, trafiliśmy dwa ważne rzuty za trzy punkty, aby ich pokonać, ale nadal możemy być lepsi i musimy być lepsi, aby wygrać mecze finałowe, to pewne.

Grałeś w różnych ligach, więc chyba doskonale widzisz jak różni się linia sędziowania w poszczególnych krajach. Jedni sędziowie pozwalają na więcej kontaktu, inni za najmniejszy kontrakt gwiżdżą faul.
- Dla mnie zawsze najważniejsze jest to, że jest tylko pięć fauli w ciągu 40 minut. Pięć fauli i sześć fauli to duża różnica, ponieważ można popełnić dwa faule i nadal grać. Ale tutaj, jeśli popełnisz dwa faule, możesz zostać wykluczony z gry, ponieważ popełniając trzecie przewinienie już nie możesz grać tak agresywnie. To co różni ligi europejskie to fizyczność. Jeśli oglądasz mecz NBA, to są oni bardzo fizyczni. Czasami inne drużyny lub inne ligi nie pozwalają grać tak fizycznie. Więc to po prostu zależy od danego meczu. Staramy się też zachować emocjonalną inteligencję, nawet jeśli sędzia podejmuje złą decyzję, po prostu pokazując naszą twardość, nie zwracając na to zbytniej uwagi lub nie reagując zbyt emocjonalnie. Jesteśmy koszykarzami, więc reagujemy szybko, ale musimy trzymać nerwy na wodzy. Szczególnie, że musimy być skoncentrowani już na naszej następnej akcji.



Zdajesz sobie sprawę, że kibice Legii czekają na mistrzostwo koszykarzy od 56 lat?
- Tak, zawsze to widzę, kiedy tu przychodzę [Keifer wskazuje na wielki baner z największymi sukcesami Legii - przyp. B.], bo jak już mówiłem, lubię wygrywać. Jestem mistrzem. Trener zapytał nas o to niedawno - pierwszego dnia po powrocie z treningu, po pokonaniu Anwilu. Zapytał nas kiedy ostatnio Legia zdobyła mistrzostwo w kosza. A ja pierwszy odpowiedziałem: W 1969 roku. Nawet po treningu mówię chłopakom: "Dalej, miejcie na uwadze złoto". Chcę po prostu wygrać wszystko i utrzymać naszą koncentrację. To moje zadanie jako lidera, jako weterana.

Wygrana w finale sprawi, że zapiszecie się złotymi zgłoskami w historii klubu.
- I właśnie to chcę zrobić, po prostu zostawić po sobie dziedzictwo, zwłaszcza w tej części mojej kariery. Nie chodzi o to, żeby co roku być najlepszym graczem w drużynie, zdobywać tytuły MVP meczów lub ligi. Oczywiście, bardzo bym chciał osiągnąć te rzeczy, ale po prostu chcę pozostawić po sobie ślad w historii. Będziemy pamiętać tę drużynę na zawsze, a jeśli osiągniemy cel, będziemy pamiętać ten rok na zawsze. Najważniejsze jest więc znalezienie sposobów, jak już powiedziałem, aby wywrzeć wpływ na drużynę i zaszczepić w niej DNA zwycięzcy. To właśnie będzie najbardziej pamiętne i to właśnie będziemy pamiętać najbardziej.

Rozmawiał Marcin Bodziachowski, fot. Piotr Koperski, Marcin Bodziachowski, Paweł Kołakowski

Udostępnij
 

Sponsorzy i Partnerzy

Sponsor Strategiczny
Partner strategiczny
Partner główny
Sponsor
Sponsor główny Akademii, Partner Tytularny drużyn II ligi, U19 i U17
Partner Strategiczny projektów dziecięcych i młodzieżowych koszykarskiej Legii Warszawa
Sponsor Strategiczny Programu Rozwoju Koszykarskich Talentów
Partnerzy
Partner techniczny
Partnerzy medialni
Partnerem Edukacyjnym Projektów Młodzieżowych
7510176